Współczesny rynek audio nasycony jest produktami z Azji i wieloma znanymi markami, w tym i amerykańskimi, za którymi coraz częściej stoi kapitał właścicielski z Azji, głównie z Chin. Tym bardziej godnym zauważenia jest fakt, że na tym rynku istnieją polskie firmy z ciekawymi i godnymi polecenia produktami, także na poziomie Hi-End.
Poniżej publikujemy pierwszą część rozmowy z p. Tomaszem Rogulą, konstruktorem znanych już nie tylko w Polsce, ale i na świecie hi-endowych kolumn głośnikowych ZETA ZERO . Niedawno marka ta pojawiła się na rynkach zagranicznych, jak i m. in. na liście topowych hi-endowych kolumn głośnikowych publikowanej przez znany amerykański audiofilski portal HigherFi. Także twórcy, bodajże najdroższego, wzmacniacza – legendarnej PIVETTA za ok. 1,5 miliona Euro, określili je na swej włoskiej stronie najlepszymi w ich opinii kolumnami głośnikowymi.
– Do jakich zastosowań dedykowane są kolumny ZETA ZERO? Z racji osiągów, jak i mocy można by powiedzieć, że bez mała mogą służyć do nagłaśniania małych koncertów, a nie tylko dla potrzeb domu. Choć z drugiej strony z racji ich pięknego desing'u wskazywałby że są raczej czymś na kształt rzeźby, zatem bardziej pasują do domu .
– Oczywiście są to typowe kolumny domowe, nie mniej faktycznie ich wytrzymałość mocy i wyjątkowe parametry np. efektywności czy pasma powodują, że dobrze spisują się też w warunkach znacznie trudniejszych niż zacisze małego pokoju. Nie mniej jednak dedykujemy je wyłącznie osobom chcącym zbudować swoje domowe Stereo lub kino domowe o doskonałym dźwięku. Coś o wyjątkowych walorach tak brzmienia, jak i mocy w naszym domu. Coś czego raczej nie stworzą na bazie innych kolumn.
–
No właśnie. Jak to jest z tą mocą? Czy potrzebujemy w kolumnie dużego zapasu mocy?
– Dzięki rozwojowi jakości przetworników, jak i poprawie systemów zapisu współczesne realizacje nagrań, np. ścieżek dźwiękowych w filmach czy na Blu-ray, kładą ogromny nacisk na walory dynamiki i na to, by naprawdę dało się w domu „poczuć” muzykę i jej gradacje ekspresji: od Pianissimo do solidnego Fortissimo. W dobrym systemie kina domowego czy domowego systemu stereo, jeśli chcemy odtwarzać z wysoką jakością, znakomicie nagraną muzykę, np. klasyczną czy rockową, bez ryzyka zniekształceń czy tzw. clipingu (obcinania) sygnału nasz system musi mieć duży zapas każdego związanego z tym parametru. Szczególnie, jeśli marzy nam się oddanie wrażeń jak na koncercie, gdy mocno np. "walnie bęben stopy czyli kick bass drum", musimy zapomnieć o małej rachitycznej amplifikacji. Gdy chcemy usłyszeć to co słyszy dyrygent lub słuchacz w pierwszym rzędzie sali koncertowej, potrzebujemy mocy!
–
Zgadzając się z Panem, że ślepym zaułkiem jest próba tworzenia sensownego audiofilskiego systemu audio o mocy parunastu czy parudziesięciu Watt, szczególnie w klasie A. Mimo wszystko zastanawia mnie czemu trzeba sięgać po aż tak duże moce? Czy nie wystarczy np. system rzędu 100 czy 200 Watt? Przecież, to i tak parę razy więcej niż to co mają najczęściej użytkownicy w urządzeniach ze sklepowej półki od firm produkujących masowy tani sprzęt.
– No właśnie. Gdyby odbiorcą muzyki był, hmmm… powiedzmy liniowy miernik, a nie uszy człowieka wszystko to by było wystarczające. Niestety, nasz słuch ma właściwości zupełnie inne niż np. voltomierz, tj. logarytmiczne, bo skala głośności nie jest skalą liniową dla naszego słuchu. Tak nas natura stworzyła i z tego wynika paskudna dla konstruktorów kolumn i wzmacniaczy cecha, że każdy nasz wysiłek podwojenia mocy systemu daje nam w efekcie ledwie 3 dB zwiększenia tzw. SPL, czyli natężenia odtwarzanego dźwięku (każde 3 dB SPL to podwojenie głośności). Zatem, by marzyć w domowym zaciszu o stworzeniu koncertowych odczuć i takich natężeń SPL jak na dobrym koncercie, musimy sięgać po naprawdę duże moce i niezwykłe technologie, takie jak naszych głośników wstęgowych .Większość, nawet drogich, zestawów konkurencji z Hi-Endu tego nie potrafi i się "dusi".
–
Faktem jest, że słyszałem wiele instalacji, które grały pięknie, gdy grały cicho. Ale, gdy ich właściciel chciał, nazwijmy to zaprezentować walory szerszemu audytorium i zwiększał głośność, to dźwięk stawał się paskudnie ostry rzężący i „spłaszczony” nawet z bardzo pozornie dobrych wręcz topowych marek kolumn. Zmieniała się barwa, a nie tylko głośność. Tego niemiłego efektu zmiany barwy nie zaobserwowałem jak dotąd w pana kolumnach. Mimo, że potrafią zagrać bardzo donośnie, znacznie potężniej niż większość konkurencji. Jak to się udało zrobić?
– W kolumnach Zeta Zero zastosowałem wymyślony i opracowany przeze mnie system głośników wstęgowych, a do nich zarówno odmiennych od tradycyjnych membran wstęgowych, jak i w celu wyeliminowania wspomnianego, paskudnego słuchowo, termicznego efektu kompresji mocy bardzo wydajne systemy szybkiego chłodzenia tych membran. Szkodliwy efekt kompresji mocy wywołany jest w typowych kolumnach sklepowych i głośnikach wysokotonowych przez przegrzewające się przewodniki w wyniku podawania dużej mocy do kolumny (rozgrzane cewki membran), co powoduje wzrost oporu wynikły ze wzrostu temperatury. A to znów owocuje hamowaniem prądu i w efekcie tego swoistą kompresją i generacją zniekształceń. I mamy taki prosty, zaklęty krąg złych zjawisk owocujący tym, że mimo "pompowania" w nasz system coraz więcej mocy, on nie gra głośniej, a tylko zaczyna rzęzić i dusić się, aż, w skrajnym wypadku widzimy dymek i swąd z głośnika wysokotonowego.
–
W efekcie chyba można łatwo spalić drogie sklepowe głośniki?
– Tak. To najczęstsza przyczyna, np. zniszczenia głośników wysokotonowych – zbyt forsowne granie zbyt małym, co do mocy, zestawem głośnikowym. Często słyszy się zdziwienie pechowców zastanawiających się, jak mogli zniszczyć duże mocą i często bardzo drogie audiofilskie kolumny małą mocą, a zatem pozornie niegroźnym, wzmacniaczem. Szczególnie, jeśli dodatkowo doprowadza się wzmacniacz do tzw. nasycenia i przesterowania. Wtedy gwałtownie rośnie zawartość energetyczna harmonicznych na wysokich tonach, które jest w stanie wygenerować nawet mały wzmacniacz, ale dostatecznie przesterowany. I to one niszczą drogi głośnik wysokotonowy. Mówiąc potocznie: z sinusa robi się tzw. prostokąt! To bardzo proste zjawisko, ale o tym wie niewielu domowych użytkowników audio. A potem płaczą i lamentują.
–
Zatem dobrze jest mieć nie tylko kolumny o dużym zapasie mocy, ale i wzmacniacz na tyle dużej mocy, by nie było ryzyka i jego przesterowania. Czy dlatego stosuje Pan tak duże mocą wzmacniacze? Z tego co pamiętam ze specyfikacji we wzmacniaczach ZETA ZERO do dyspozycji jest ponad 1000 Watt na kanał z jednego małego pudełka i to ze znakomitym brzmieniem.
– Dokładnie dlatego. Dobra i niezawodna instalacja w salonie eleganckiego domu powinna mieć w zapasie grube setki Watt, a w dużym domu najlepiej nawet parę tysięcy Watt. Wtedy nasz dźwięk będzie perfekcyjnie czysty i nigdy nie będzie zniekształcony, obojętne, jak dynamicznej i jak głośnej muzyki zechcemy słuchać. Mamy klientów, którzy w swych luksusowych domach mają instalacje audio kina domowego pod aż 6000 – 8000 W mocy. Trzeba brać pod uwagę, że jeśli muzyka ma naturalną dynamikę instrumentów, czy efektów filmowych, nie da się jej wiernie odtwarzać w warunkach obniżonej głośności w stosunku do pierwowzoru, tj. instrumentu lub zamierzenia kompozytora, bo to by owocowało "schowaniem" i zamaskowaniem wielu detali, artefaktów i harmonicznych kompozycji w tzw. szumie tła otoczenia czyli hałasie otaczającym nas nawet w cichym pokoju. Prawa fizyki i akustyki oraz skala logarytmiczna SPL są tu nieubłagane. Dobre, tj. wierne odtwarzanie muzyki, wymaga rozsądnie wysokiego zakresu głośności. A ponieważ dobre, tj. nieskompresowane jak mp3, nagrania charakteryzują się bardzo dużym tzw.
Crest Factorem
, czyli stosunkiem najgłośniejszych fragmentów do średniej głośności sięgającym czasem nawet 10 do 14 jednostek. By oddać tak wielką rozpiętość doznań bez zniekształceń dynamiki dobry system musi mieć zatem duży zapas na każdym kroku. Od zasilania przez wzmacniacze aż po kolumny. Inaczej poziom Hi-End Audio w naszym zestawie będzie odległym marzeniem. To tak jak z autami: dobre auto na danym torze to takie, które w danych warunkach jazdy ma zapas parametrów, a nie jedzie na przysłowiowej ostatniej kropelce mocy.
–
Aktualny katalog Zeta Zero to cztery zestawy głośnikowe bazujące na podobnych rozwiązaniach technicznych, a także opcjonalna amplifikacja i okablowanie. Czym różnią się poszczególne modele kolumn i do jakich zastosowań zostały zaprojektowane?
– Bazują wszystkie na moim głównym opracowanym, zupełnie od podstaw, specjalnym autorskim, rzekłbym, ultra-głośniku wstęgowym (szerokopasmowym). Różnią się rekomendowaną powierzchnią pokoju odsłuchowego, kształtem – wymodelowanym pod konkretną mocm głośnika niskotonowego, jak i pod rożne gusta estetyczne. Tym samym różnią się głównie granicą niskich częstotliwości i mocą. Ale zawsze, co najważniejsze, niezależnie od ceny i modelu mają takie samo odtwarzanie dźwięków średnich, wysokich i ultrawysokich tonów. Co owocuje równie dobrym brzmieniem. Oczywiście różnią się też zwrotnicami dopasowanymi do konkretnego zestawu głośników. No i różnią się wreszcie …ceną. Celowo stworzyłem nawet jeden model w tradycyjnych kształtach tak, by dać możliwość wyboru kształtu. Jest on też zupełnie najtańszym moim modelem, tzw. budżetowym, adresowanym do młodych i niezamożnych, a chcących posmakować już tak cenionego przez znawców dźwięku z ZETA ZERO. Ale ten tradycyjny kształt nie oferuje, niestety, tej dozy estetycznych doznań, jak seria „VENUS” kolumn ZETA ZERO. Według zasady: coś za coś.
–
Czy kolumny głośnikowe Zeta Zero dobrze czują się w towarzystwie innych wzmacniaczy?
– Wręcz zalecam i namawiam do stosowania posiadanych innych wzmacniaczy. A moje sugeruję w ostateczności. To chyba dobry dowód na moją uczciwość konstruktorską. Kolumny Zeta Zero charakteryzują się bardzo duża skutecznością sięgająca czasem nawet 93 do 94 dB. I jak w przypadku modelu Venus Picolla mają bardzo lekką membranę basową i ekstremalnie lekkie membrany wstęgowe naszej koncepcji. Zatem zupełnie bez problemu można je sterować z nawet mikrowzmacniaczy lampowych. Wystarcza 30 Watt. W katalogu podajemy, że efektywność jest wyższa niż 89 dB, choć w duchu wiem, że jest grubo wyższa. Osobiście testowaliśmy ZETA ZERO Goliat Satelitte we Wrocławiu na zaledwie 15-watowym lampiaku konstrukcji „szytej” na Ukrainie i dały na tyle dużo dźwięku z siebie, że sam byłem zaskoczony. Zupełnie wystarczało do sporego pokoju. Efetywność na poziomie do 94 dB stawia te kolumny w czołówce. W efekcie, generalnie jak dotąd, nie spotkaliśmy wzmacniacza, który by nie poradziłby sobie z wysterowaniem tych kolumn. A to dzięki ich właśnie dużej efektywności i lekkim membranom. Zupełnie nie potrzeba dużo mocy, by zagrały soczyście i czytelnie. Taka jest ocena innych i moja jak dotąd.
Oto druga część wywiadu: http://loudspeaker.pl/zeta-zero-wywiad-z-ich-konstruktorem-cz-2/
Przeczytaj także o:
Firma Pro Audio Bono® (PAB) jest znanym polskim producentem ...
Kable głośnikowe Red Eye Ultimate Z wielką przyjemnością ...
Niewiele jest na świecie firm, które mogą pochwalić się bard...
I w tym roku amatorzy, pasjonaci i profesjonaliści sprzętu a...
Interkonekty Zodiac są bezpośrednim następcą wysoko oceniany...
Davone Tulip to małe 2.5-drożne kolumny podłogowe w obudowie...